środa, 31 sierpnia 2016

Monster Galaxy

Dawno, dawno temu, czyli 5 lat temu grałem w pewną grę, która mną tak owładnęła, że pykałem w nią od paru do paręnastu godzin, katując lvl-e, łapiąc kolejne potwory, brzmi to znajomo. Cóż to nie pokemony, nie digimony, a Monster Galaxy.
Cóż w tej grze wyjątkowego? System jest dosyć prosty. Z każdym wygranym pojedynkiem potworek, który walczył, zdobywa exp-eki :) Lvl wzrasta, koło lvl 34 gra mnie zaczęła męczyć, ale sporo godzin spędziłem i co się nałapałem to sam wiem.


Ciekawym rozwiązaniem była ewolucja, która polegała na połączeniu paru takich samych stworków, co dawało w efekcie nowego stworka. Oczywiście każdy stworek z nowym lvl-em stawał się coraz silniejszy, a jego ataki mocniejsze. Pojedynki były o tyle ciekawe, że to my wybieraliśmy rodzaj ataku, wśród nich były osłabiające przeciwnika, nie zawsze jednak skuteczne. Tak więc gra stawała się loterią. Bywało to irytujące, gdyż jeden atak czasami niszczył plany o polepszeniu exp. Zdecydowanie gorsze było, gdy kule do łapania (a'la "pokeballe") były odrzucane przez potworki. Zawsze był moment napięcia, czy zostanie w zamknięciu, czy nie. Nawet pokazywał się procent szans na złapanie, co nie znaczy, że przy 90% szanse były pewne, czasami przy 6% się udawało.
Całość swojej kolekcji można było obserwować w wiosce przygotowanej dla nich. Przy większej ilości stworków tworzyło się drużynę Zasady były miłe proste i przyjemne. A człowiek mógł się realizować jako Ash Ketchum.


Najlepszą okazją dla graczy były eventy, podczas, których można było złapać limitowane stwory. Ta gra to zdecydowany hit moich wakacji 2011. Podczas nich sporo się u mnie pozmieniało. Poznałem genialny serial hiszpański, a przy okazji totalnie się uzależniłem od łapania stworków.
Wzbudziło to we mnie pierwotny instynkt dziecka. Dałem mu pełny upust. Sądzę jednak, że o mojej manii zadecydował też sentyment do tej genialnej bajki, uczącej o potędze przyjaźni i nie ważne czy się wygrywa, czy przegrywa, liczy determinacja i pozostanie sobą.
Wcielanie się przez dłuższą chwilę w łowcę stworków było ciekawe niestety przegrały z codziennością. Szkolne (wtedy) obowiązki nie pozwoliły mi na połączenie przyjemności z nauką. Nie żałuję jednak, że odszedłem od tej gry. Odkryłem wtedy w sobie pokłady pisarskie, więc miało to jak najbardziej pozytywny skutek.
Nie odszedłem całkowicie od pokemanii. Oglądałem filmy z pokemonami, jarałem się niektórymi postaciami. Trzeba przyznać, że Japończycy są pomysłowym narodem.
Kiedy po latach ukazała się ogólnodostępna gra z oryginalnymi pokemonami myślałem, że będzie szał z przykrością muszę stwierdzić, że przegrały jednak batalię z moimi stworkami z
Monster Galaxy", tam wszystko było piekielnie dobrze przemyślane. Tu jest raczej nastawienie na zysk i to zabija zabawę. Wiadomo, że dzieci mają uciechę, ale jednak starsi fani, którzy pamiętają pokemony z czasów Polsatu liczyli na odrobinę więcej. Mam nadzieję, że się poprawią, albo stworzą jeszcze inną grę nawiązującą do pokeuniwersum, która zmiecie z powierzchni "Digimon Heroes" i wspomniane wyżej monstery. Na dzień dzisiejszy karcianka "Digimon Heroes" niesie ze sobą więcej emocji. Genialnym rozwiązaniem było podzielenie potworków wg znaków zodiaku, od tego zależały ich ataki i odporność na inne stworki. Sympatyczne monstery nieraz mnie rozśmieszały nazwami, wyglądem. :D


Monster Galaxy to niezbyt dobrze rozreklamowana gra, bazująca na pokemonach i digimonach. W grę wdrążono pokeballe, łapanie stworków, ewolucje i rozwijanie własnych mocy. Prawda jest taka, że w momencie, gdy brakowało gier oryginalnych ta gra wnosiła świeży powiew i nadzieję, że kiedyś powstaną właściwe odpowiedniki, które będą dopracowane. Cóż ta gra, mimo, że w nią aktualnie nie gram, na pewno ma w sobie więcej wigoru niż obie razem wzięte. Nie można jednak zapominać o korzeniach. Prawda jest taka, że do dzisiaj jest unikatową pozycją i z chęcią do niej wrócę.
Z pewnych rzeczy się nie wyrasta.

Ocena:10/10 (podobały mi się też misje, które wymagały sporo cierpliwości i nieraz ich wykonanie zajmowało sporo czasu)

wtorek, 16 sierpnia 2016

Powrót - Priwiet Ljudi :)

Cóż... Człowiek czasem miewa zawiechy i milion pomysłów, jak zreaktywować coś w co się wkładało serce... Ten rok był jak pole minowe :D Nie byłem sam, ale czasami chciałem być. Nie potrafiłem się sprecyzować w wielu kwestiach. Szukałem sposobu poradzenia sobie z żałobą. Nie wiem, czy on jest wypracowany, ale marzy mi się na nowo blogowanie, tak więc ten wpis jest zamknięciem tego, co się wydarzyło w tym czasie. Sporo przemyśleń, wątpliwości (które pewnie opiszę), marzeń i udanych chwil. Nowe znajomości, przewartościowanie i nowe spojrzenie na świat. 
Zrozumiałem, że otaczająca nas rzeczywistość nie jest biało-czarna, a ludzie często wykorzystują dobroć, a starania nie zawsze są doceniane. Mimo to odniosłem sporo małych sukcesów i dziękuję za wsparcie ludziom, którzy byli przy mnie kiedy tego potrzebowałem :D A moim czytelnikom życzę, abym ich nie zanudził zbyt mocno swoją pisaniną.