Komunikacja
międzyludzka rozwijała się stopniowo. Najpierw były gesty,
odgłosy, przypominające skowyt zwierzęcy, by przeistoczyć się w
to, co przypomina mowę. Warto tu zaznaczyć, że mowa ta była
płynna. Plemiona się przemieszczały, tworzyły nowe cywilizacje,
nowe archetypy, nowych bogów. Jedna rzecz pozostawała niezmienna –
dobytek kulturowy. Pozostałości znajdują się na murach, głazach
dla potomnych. Z zikkuratów można wyczytać np. o krwawych ofiarach
ludzi dla azteckiego bóstwa, by nie opuszczał on swych wyznawców,
a z piramid egipskich o wielkiej suszy lub wylewie rzeki Nil.
Przykłady te ukazują
dwoistość potrzeb człowieka, które już wtedy splatały się
między duchowością i przyziemnością. Czymże byłoby słońce,
świat, a przede wszystkim ludzie bez próby wytłumaczenia,
zanotowania zjawisk nie tylko ustnie, ale i w dłuższej perspektywie
czasowej.
Należałoby to
rozpatrzyć przez pryzmat przemijania, który również niepokoił
ludzi. Mimo świadomości życia pozagrobowego, ludzie nie chcieli
udać się na wieczny spoczynek, bez jakiegoś śladu, który
pokazałby, jak wielka jest ich kultura.
Zwoje, pergaminy a
potem druk Gutenberga dały początek nowej erze, która wpływała
na język, przekształcała go w takim stopniu na jaki byli gotowi
pisarze epoki. Ekspresja twórcza, potrafiła wiernie odwzorować
emocje, a co za tym idzie wytworzyć nowe schematy, słowa, które
trafniej wyraziłyby tęsknotę lub zwykłą niewymuszoną radość.
Tak więc język nie
jest płaszczyzną stałą. Cały czas się zmienia, by być bliżej
ludzi. Należy jednak podkreślić, że każdy wyraża siebie
inaczej. Stąd też mnogość synonimicznych zwrotów, za pomocą,
których możemy przedstawić każdą, nawet najbardziej niezdarną
myśl. Daje to olbrzymie możliwości, by zbliżyć się do
społeczeństwa, wpłynąć na nie, lub wymienić światopoglądy i
odnaleźć nowy punkt odniesienia.
To co dotychczas
zostało przedstawione w moim wywodzie można uznać za idealistyczną
wersję, gdyż nasza współczesna świadomość stara się
wyniszczyć ten model kulturowy, który wypracowano wieki temu i
zastąpić go chałturą i językiem, który szkaluje przede
wszystkim wypowiadającego. Zazwyczaj przekleństwa wypowiadają
ludzie z warstw niższych, robotnicy, osoby podirytowane własnym
życiem. W ostatnim czasie nastąpiło jednak przewartościowanie i
język pospólstwa, klas niższych zaczęła stosować w swym slangu
młodzież i elity. Łatwiej jest wyrazić swe myśli mocnym słowem,
niż zastanawiać się nad elokwentnym wypowiadaniem. Na co to komu,
jak są prostsze metody do osiągnięcia określonego wydźwięku.
Czy jednak taka metoda
naprawdę pomaga? Osoby uczestniczące w dyskusji, coraz bardziej
zobojętniają się na język rówieśników. Wchłaniają słowa i
zaczynają przetwarzać w coraz brutalniejszej i niezwykle wyrazistej
formie.
Ten kształt nakreślony
przez ludzi z dnia na dzień przybiera na sile i pochłania kolejne
jednostki, które łatwo zapętlają się w sieci wulgaryzmów.
Zdecydowanie sprzyja temu zastępowanie mowy drukiem (wiadomościami
internetowymi). Sprzyja to rozległemu przedstawieniu myśli, bez
zbędnej analizy. Wystarczy podać na talerzu przystawki, w postaci
zdrobnień, przeinaczeń, polać sosem z nutką przekleństwa i
powstaje danie, które jest chorobą dzisiejszych czasów. Doprowadza
ono do znieczulicy, arogancji i pseudointeligencji, którą
wykorzystują w swych wywodach głupcy, nieświadomi potęgi słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz