czwartek, 5 grudnia 2013

Mowa, jako część naszej osobowości

Komunikacja międzyludzka rozwijała się stopniowo. Najpierw były gesty, odgłosy, przypominające skowyt zwierzęcy, by przeistoczyć się w to, co przypomina mowę. Warto tu zaznaczyć, że mowa ta była płynna. Plemiona się przemieszczały, tworzyły nowe cywilizacje, nowe archetypy, nowych bogów. Jedna rzecz pozostawała niezmienna – dobytek kulturowy. Pozostałości znajdują się na murach, głazach dla potomnych. Z zikkuratów można wyczytać np. o krwawych ofiarach ludzi dla azteckiego bóstwa, by nie opuszczał on swych wyznawców, a z piramid egipskich o wielkiej suszy lub wylewie rzeki Nil.
Przykłady te ukazują dwoistość potrzeb człowieka, które już wtedy splatały się między duchowością i przyziemnością. Czymże byłoby słońce, świat, a przede wszystkim ludzie bez próby wytłumaczenia, zanotowania zjawisk nie tylko ustnie, ale i w dłuższej perspektywie czasowej.
Należałoby to rozpatrzyć przez pryzmat przemijania, który również niepokoił ludzi. Mimo świadomości życia pozagrobowego, ludzie nie chcieli udać się na wieczny spoczynek, bez jakiegoś śladu, który pokazałby, jak wielka jest ich kultura.
Zwoje, pergaminy a potem druk Gutenberga dały początek nowej erze, która wpływała na język, przekształcała go w takim stopniu na jaki byli gotowi pisarze epoki. Ekspresja twórcza, potrafiła wiernie odwzorować emocje, a co za tym idzie wytworzyć nowe schematy, słowa, które trafniej wyraziłyby tęsknotę lub zwykłą niewymuszoną radość.
Tak więc język nie jest płaszczyzną stałą. Cały czas się zmienia, by być bliżej ludzi. Należy jednak podkreślić, że każdy wyraża siebie inaczej. Stąd też mnogość synonimicznych zwrotów, za pomocą, których możemy przedstawić każdą, nawet najbardziej niezdarną myśl. Daje to olbrzymie możliwości, by zbliżyć się do społeczeństwa, wpłynąć na nie, lub wymienić światopoglądy i odnaleźć nowy punkt odniesienia.
To co dotychczas zostało przedstawione w moim wywodzie można uznać za idealistyczną wersję, gdyż nasza współczesna świadomość stara się wyniszczyć ten model kulturowy, który wypracowano wieki temu i zastąpić go chałturą i językiem, który szkaluje przede wszystkim wypowiadającego. Zazwyczaj przekleństwa wypowiadają ludzie z warstw niższych, robotnicy, osoby podirytowane własnym życiem. W ostatnim czasie nastąpiło jednak przewartościowanie i język pospólstwa, klas niższych zaczęła stosować w swym slangu młodzież i elity. Łatwiej jest wyrazić swe myśli mocnym słowem, niż zastanawiać się nad elokwentnym wypowiadaniem. Na co to komu, jak są prostsze metody do osiągnięcia określonego wydźwięku.
Czy jednak taka metoda naprawdę pomaga? Osoby uczestniczące w dyskusji, coraz bardziej zobojętniają się na język rówieśników. Wchłaniają słowa i zaczynają przetwarzać w coraz brutalniejszej i niezwykle wyrazistej formie.
Ten kształt nakreślony przez ludzi z dnia na dzień przybiera na sile i pochłania kolejne jednostki, które łatwo zapętlają się w sieci wulgaryzmów. Zdecydowanie sprzyja temu zastępowanie mowy drukiem (wiadomościami internetowymi). Sprzyja to rozległemu przedstawieniu myśli, bez zbędnej analizy. Wystarczy podać na talerzu przystawki, w postaci zdrobnień, przeinaczeń, polać sosem z nutką przekleństwa i powstaje danie, które jest chorobą dzisiejszych czasów. Doprowadza ono do znieczulicy, arogancji i pseudointeligencji, którą wykorzystują w swych wywodach głupcy, nieświadomi potęgi słowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz